JAZZ Od Nowa Festival 2010
24 – 27 lutego (środa – sobota), godz. 20:00

Dziesięć lat to w życiu człowieka – nawet w czasach rosnącej długowieczności – niemało. W historii ustabilizowanej instytucji kulturalnej – odczuwalnie mniej. W dziejach niekomercyjnego festiwalu muzycznego zaś…
Kwestia ta jest z różnych powodów względna – bo na przykład Jazz Jamboree, w warunkach peerelowskich niekomercyjny niejako z założenia, od ponad półwiecza przyciąga nadkomplety słuchaczy (do 1989 roku w wymiarze nieomal całego byłego bloku moskiewskiego). Jak jawi się w podobnym kontekście dziesięciolecie toruńskiego Jazz Od Nowa Festival, przypadające na ostatnią dekadę lutego 2010 roku?
Kwestia – znowu – nie jest jednoznaczna, trudno bowiem porównać festiwal, którego historyczną raison d’etre byłó promowanie rodzimego (i nie tylko) jazzu w warunkach peerelowskiego „baraku” (choćby i „najśmieszniejszego w całym bloku”, to jednak dla tej muzyki nie zawsze gościnnego) z festiwalem wyrosłym na gruncie wszechogarniającego, paneuropejskiego liberalizmu. A jednak, zważywszy na właściwą dzisiejszej, „ponowoczesnej” epoce efemeryczność czy wręcz umowność najróżniejszych przedsięwzięć i bytów, dziesięciolecie toruńskiej imprezy wydaje się wartością realną. Wymierną. Godną jubileuszowych celebracji.
Gwarancją organizacyjnej stabilności i rzetelnego poziomu artystycznego Jazz Od Nowa Festival jest oczywiście „organ założycielski”, czyli klub Uniwersytetu Mikołaja Kopernika pod nazwą „Od Nowa”: od lat z górą pięćdziesięciu jeden z najjaśniejszych punktów na mapie kulturalnej kraju, nie tylko i nie przede wszystkim jako platforma promocyjna tak zwanej kultury studenckiej. Wypracowana przez organizatorów (Mirosław „Maurycy” Męczekalski et consortes) formuła artystyczna festiwalu od początku łączy rodzimą tradycję i nowoczesność jazzową, z okazjonalnym dodatkiem artystów lokalnych i więcej-niż-okazjonalnym udziałem gwiazd zagranicznych, choćby i okołojazzowych. Jak wolno przypuszczać na podstawie niezmiennie dobrej frekwencji i znacznego rezonansu medialnego, jest to formuła słuszna – na festiwalowej scenie zdążyli już bowiem wystąpić zarówno Jan Ptaszyn Wróblewski, Tomasz Stańko, Zbigniew Namysłowski, Adam Makowicz, Michał Urbaniak czy Jarosław Śmietana, jak i bracia Olesiowie, Mazzoll albo Leszek Możdżer. Gościli tu również Al Foster, przez długie lata perkusyjna podpora zespołu Milesa D., Andrzej Mitan, czyli performer multimedialny oraz Peter Brőtzmann, czyli improwizator ekstremalny – nie mówiąc już ś. p. Hiramie Bullocku, któremu bliżej w sumie było do rocka niż do jazzu.
O coraz lepszej kondycji festiwalu świadczy też fakt, że o ile wszystkie edycje poprzednie mały scenariusz dwudniowy, na okoliczność jubileuszu dziesięciolecia przewidziano aż cztery dni, podczas których wystąpią zarówno stali bywalcy imprezy, jak i uznani w świecie debiutanci (Rebekka Bakken). Zważywszy na atrakcyjność tegorocznego afisza, pozostańmy w nadziei, że ów rozszerzony scenariusz będzie nam towarzyszył przynajmniej przez następne dziesięć lat.

Andrzej Dorobek

 

24 lutego (środa), godz. 20:00

ODD LOT

Jacques Kuba Seguin – trąbka, flugelhorn, FX
Guillaume Adan – saksofon altowy, barytonowy i sopranowy, flet
Al McLean – saksofon tenorowy
Jonathan Cayer – fortepian
Sébastien Pellerin – kontrabas
Kevin Warren – perkusja

Większości polskich melomanów jazz z Kanady kojarzy się zapewne ze ś. p. Oscarem Petersonem i, do pewnego stopnia, z Joni Mitchell. Zdecydowanej ich mniejszości może się on kojarzyć na przykład z Normand Guilbeault Ensemble z Montrealu, specjalizującym się w postmodernistycznych transpozycjach klasyków w rodzaju Charlesa Mingusa. Słuchaczom toruńskiego Jazz Od Nowa Festival, od edycji tegorocznej począwszy, będzie się on kojarzył także z zespołem Odd Lot.
Pochodzi on również z Montrealu, zapewne najciekawszego punktu na kanadyjskiej mapie jazzowej. W 2008 roku wystąpił tam na prestiżowym Montreal Jazz Festival – gdzie nb. cztery lata wcześniej zaprezentował się jego pianista Jonathan Cayer, na czele własnego kwartetu Odd. Składa się głównie z muzyków sesyjnych, którzy grają ze sobą od tym szyldem raczej okazjonalnie, biografie artystyczne mają jednak bardzo bogate.
Legitymujący się polskimi korzeniami Jacques Kuba Seguin (trąbka, flugelhorn, FX), lider grupy i autor jej repertuaru, studiował m. in. w Banff Center for the Arts w prowincji Alberta po kierunkiem znanego trębacza, Dave’a Douglasa, a przez ostatnie dwanaście lat występował między innymi na Haiti, Seszelach, w Afryce Południowej i w Europie. W warsztatach muzycznych prowadzonych przez Douglasa uczestniczył także perkusista Kevin Warren, grający na swoim instrumencie już od dziewiątego roku życia: ostatnio na koncertach i płytach różnych wykonawców (na przykład „Like a Tree” zespołu Groove Attic). Godnego preceptora – w postaci amerykańskiego mistrza kontrabasu Larry’ego Grenadiera – ma też Sebastien Pellerin, który zdążył już zaprezentować swe umiejętności na tym instrumencie słuchaczom w USA, Meksyku, Izraelu i niektórych krajach Europy. Wspomniany Jonathan Cayer rozwijał się jako pianista między innymi pod okiem Jana Jarczyka, a kunszt instrumentalny tenorzysty Ala Mc Leana (który we wrześniu 2008 roku wydał pierwszą płytę z własnym kwartetem) doceniły nie tylko władze McGill University, gdzie prowadzi on klasę saksofonu, ale i tak renomowani muzycy, jak perkusista Lenny White czy puzonista Slide Hampton, proponując mu udział w swoich sesjach nagraniowych. Ciekawe koneksje artystyczne ma wreszcie multiinstrumentalista Guillaume Adan (saksofon sopranowy, altowy, barytonowy i flet; w innych składach także gitara i latynosko-afrykańskie perkusjonalia), udzielający się aktywnie na latynoskiej scenie jazzowej Montrealu – na przykład w peruwiańsko-afrykańskim zespole Mandinga. albo z grupą taneczną Esencia del Peru.
Zważywszy na bogactwo doświadczeń artystycznych członków tego sekstetu można się chyba spodziewać mocnego akcentu inauguracyjnego jubileuszowej edycji festiwalu – zróżnicowanego stylowo i błyskotliwego technicznie.

 

25 lutego (czwartek), godz. 20:00

MARCIN WASILEWSKI TRIO

Marcin Wasilewski – fortepian
Sławomir Kurkiewicz – kontrabas
Michał Miśkiewicz – perkusja

Finałowym akcentem jubileuszowego koncertu z okazji trzydziestolecia magazynu JAZZ FORUM (styczeń 1996, sala stołecznego Studia S-1) było wykonanie kompletnego programu płyty „Astigmatic” kwintetu Krzysztofa Komedy. „Dęciakom” w postaci Piotra Wojtasika i Zbigniewa Namysłowskiego (jedynego w owym składzie uczestnika sesji nagraniowej tego historycznego albumu, zrealizowanego ponad 30 lat wcześniej w sali Filharmonii Narodowej) towarzyszyło wtedy powstałe w 1991 roku Simple Acoustic Trio, czyli pianista Marcin Wasilewski, kontrabasista Sławomir Kurkiewicz i perkusista Michał Miśkiewicz – ze skutkiem raczej powściągliwie ocenionym przez kompetentnego recenzenta wspomnianego magazynu, ś. p. Romana Kowala. Wszelako w dekadzie następnej młodzi ci muzycy znaleźli zgoła wyjątkowego mentora i kolegę w postaci innego współpracownika Komedy, Tomasza Stańki – i jako członkowie jego kwartetu zdobyli względnie mocną pozycję w międzynarodowych hierarchiach jazzowych. Jej fundamentem – obok licznych koncertów na różnych kontynentach – okazały się trzy płyty nagrane przez nich pod wodzą słynnego trębacza dla uznanej wytwórni ECM, z których pierwszą,. „Soul of Things”, z powodzeniem promowali na drugiej edycji Jazz Od Nowa Festival w 2002 roku.
Na obecną, jubileuszową, przyjechali pod własnym szyldem, mniej więcej dwa lata temu zmienionym na Marcin Wasilewski Trio. Ich renoma na światowym forum jazzowym okazała się bowiem na tyle duża, że już w 2005 roku zadebiutowali w barwach tejże wytwórni Manfreda Eichera, jeszcze pod pierwotną nazwą, albumem tautologicznie zatytułowanym „Trio”. Jego sukcesorem okazał się lepiej wręcz przyjęty „January” (2008) – mniej więcej równocześnie zaś Wasilewski i Kurkiewicz wystąpili na dwóch płytach ECM-owskiego kolegi, znanego francuskiego perkusisty Manu Katche, o raczej nie spotykanych na rynku jazzowym nakładach ponad 100 tysięcy egzemplarzy (Katche to muzyk o wyraźnych inklinacjach pop-rockowych, współpracujący między innymi z Peterem Gabrielem i Stingiem).
Wasilewski, ze swej strony, zawsze wyrażał się z uznaniem o twórczości Prince’a, co zaowocowało uwzględnieniem na płycie „January” kompozycji „Diamonds and Pearls” – umiejętnie przetransponowanej na język nowoczesnej jazzowej liryki i przez to dobrze współbrzmiącej z własnymi tematami grupy. Ich twórcą jest z reguły sam lider, w sensie stylu pianistycznego nawiązujący do godnych wzorców Billa Evansa czy Keitha Jarretta. (wśród swoich mistrzów wymienia też wybuchowo dynamicznego McCoy Tynera, mimo że sam preferuje na ogół artykulację pastelową, poniekąd impresjonistyczną). Jego narracje instrumentalne, w połączeniu z bogatą, finezyjną grą sekcji, na pewno okażą się mocnym akcentem jazzowego jubileuszu w „Od Nowie” – a także godnym nawiązaniem do jednego z najbardziej pamiętnych momentów w dziesięcioletniej historii festiwalu, jakim był wspomniany wyżej koncert Tomasza Stańki z udziałem obecnego Marcin Wasilewski Trio.

 

REBEKKA BAKKEN

Rebekka Bakken – śpiew
Per Lindvall – perkusja
Sven Lindvall – bass
Christer Karlsson – fortepian, instr. klawiszowe
Sebastian Nylund – gitara

Skandynawia, w szczególności zaś Norwegia, od lat ma wysoką pozycję na jazzowej mapie naszego kontynentu. To z tego kraju pochodzą przecież sztandarowi artyści wytwórni ECM (której propozycje uważa się czasem za symbol jazzu europejskiego w ogóle) – gitarzysta Terje Rypdal i saksofonista Jan Garbarek. To tu w ostatniej dekadzie ubiegłego stulecia narodził się tak zwany nu jazz: nowatorskie, zdaniem niektórych, połączenie jazzu i brzmień elektronicznych, kojarzone z twórczością takich artystów, jak Bugge Wesseltoft, Eivind Aarset czy Nils Petter Molvaer. Stąd wreszcie wywodzi się Rebekka Bakken, piosenkarka, kompozytorka i autorka tekstów, dzięki czterem albumom, „The Art of How to Fall” (2003), „Is That You?” (2005), a zwłaszcza „I Keep My Cool” (2006) i promowanej obecnie „Morning Hours” (2009), dość komfortowo usytuowana na współczesnej scenie nie tylko jazzowej.
Urodzona w Lier, wiosce niedaleko Oslo, w muzykalnej rodzinie, od dzieciństwa grała na skrzypcach i śpiewała – najpierw norweskie pieśni ludowe i kościelne. Później zaczęła otwierać się na inne style – funky, rhythm and blues, a nawet rock – zapewne także dzięki dłuższemu pobytowi w Nowym Jorku. Od pewnego czasu mieszka w Wiedniu, gdzie współpracuje między innymi z cenionym gitarzystą Wolfgangiem Muthspielem, laureatem Europejskiej Nagrody Jazzowej AD 2003 – nagrała też płytę z Julią Hülsmann: liderką Julia Hülsmann Trio, jednej z najpopularniejszych niemieckich grup jazzowych. Jest więc artystką międzynarodową w sensie naprawdę szerokim – choć jej tożsamość wykonawczą i twórczą określają w głównej mierze norweskie korzenie oraz muzyczna przygoda z Nowym Światem. Jak napisano w piśmie „Musik Express”: „Rebekka otwiera nowe horyzonty muzyczne, czerpiąc inspiracje z amerykańskiego Środkowego Zachodu i z czarownych krajobrazów skandynawskich”
Na nowej płycie wątki amerykańskie dochodzą do głosu także dzięki producentowi, Craigowi Streetowi, współpracującemu wcześniej z Norah Jones, k. d. lang, Cassandrą Wilson czy zespołem Manhattan Transfer. Tak czy inaczej, najważniejsze są tu same piosenki, gdzie rezonują wspomniane wyżej style – z jazzem w roli naczelnej. Niemałe znaczenie mają też teksty: dalekie od popowych komunałów, opowiadające o niebanalnych sytuacjach życiowych i różnych typach ludzkich, czasem na zasadzie empatycznego utożsamiania się z innymi (zaznaczmy, że Rebekka to osoba o dość bogatym potencjale intelektualnym, dawna studentka filozofii i ekonomii, które ostatecznie porzuciła na rzecz muzyki).
W Toruniu ta hojnie obdarzona przez naturę wokalistka (skala obejmująca trzy oktawy) wystąpi z zespołem w składzie: Per Lindvall (perkusja), Sven Lindvall (gitara basowa), Christer Karlsson (fortepian, instrumenty klawiszowe) i Sebastian Nylund (gitara) w charakterze głównej gwiazdy zagranicznej. Z uwagi na jubileuszowy kontekst będzie to jej prawdopodobnie najważniejszy – choć nie jedyny – tegoroczny koncert w Polsce (bezpośrednio potem udaje się do Warszawy i Chorzowa).

 

26 lutego (piątek), godz. 20:00

LABORATORIUM

Janusz Grzywacz – instr. klawiszowe
Marek Stryszowski – saksofon altowy, śpiew
Marek Raduli – gitara
Krzysztof ścierański – gitara basowa
Grzegorz Grzyb – perkusja

Jeszcze chyba w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku, mimo dojmującej szarzyzny „małej stabilizacji” nadspodziewanie płodnych dla rodzimej muzyki „poważniej” i jazzowej, zaobserwowano, że tę pierwszą mamy na poziomie światowym, a tę drugą, włącznie z nielicznymi propozycjami rockowymi – przynajmniej na europejskim. Zarazem jednak nie przestaliśmy odnosić się do „Zachodu” z pozycji prowincjonalnej niższości: gdy na początku następnej dekady zadebiutował SBB, ogłoszono, że pojawiła się oto The Mahavishnu Orchestra rodzimego chowu, kiedy zaś, mniej więcej równocześnie, zaczęło być głośno o powstałym w 1970 roku Laboratorium, powitano w nim polski odpowiednik Weather Report – nie zważając zgoła, że zarówno śląskie trio, jak i krakowski kwintet szybko zdobyły międzynarodowe uznanie właśnie jako SBB i Laboratorium.
Centralnymi postaciami tego drugiego zespołu zawsze byli pianista Janusz Grzywacz oraz saksofonista i wokalista Marek Stryszowski (początkowo grający także na fagocie) – koledzy ze szkolnej lawy, by nie rzec: z podwórka. Poza tym przez zespół przewinęło się wielu interesujących muzyków o dość różnej orientacji: od braci Ścierańskich, gitarzysty Pawła i basisty Krzysztofa, oraz gitarzysty Ryszarda Styły, poruszających się generalnie w obszarze fuzji jazzu, bluesa, rocka i funky, przez basistę Krzysztofa Olesińskiego, ongiś związanego ze stricte rockowym Maanamem, po wirtuoza instrumentów perkusyjnych Jana Pilcha, profesora krakowskiej Akademii Muzycznej, łączącego w swej działalności jazz i współczesną twórczość „poważną”. Miało to przełożenie na muzykę zespołu, gdzie – poniekąd istotnie w ślad za słynną grupą Zawinula i Shortera – zbiegały się funkowe rytmy, elementy folkloru (w tym wypadku polskiego), szeroko rozumiana improwizacja jazzowa, rockowa intensywność ekspresji i „eksperymentalne” smaczki sonorystyczne (elektronicznie modulowane, na wzór Urszuli Dudziak wokalizy Stryszowskiego, samplingi i sekwencer Grzywacza). Tę pomysłową, dobrze wyważoną syntezę stylów i brzmień doceniono zarówna zagranicą (koncerty i płyty w dawnej RFN, występy na szwajcarskim Zurich Jazz Festiwal czy przede wszystkim na indyjskim Jazz Yatra, obok Czesława Niemena i Zbigniewa Namysłowskiego), jaki w kraju (album „Modern Pentathlon”, wydany jesienią 1976 roku sprzedał się ostatecznie w niewyobrażalnym dziś w Polsce nakładzie 115 tysięcy egzemplarzy).
Wedle źródeł prasowych, zespół zakończył działalność w 1990 roku. Istotnie, Grzywacz tworzy teraz głównie muzykę teatralną i filmową, a Stryszowski na stałe współpracuje z Little Egoists, z którym nb. w 2007 roku wystąpił na Jazz Od Nowa Festival (z Janem Nowickim w roli gościnnej gwiazdy recytatorskiej). Cztery lata wcześniej znalazł się on na afiszu tej imprezy jako szef Colaboratorium, w którym, spośród najbardziej zasłużonych „laborantów”, znalazł się jeszcze tylko Pilch. Na tegoroczny jubileusz Laboratorium – w ciągu ostatniego dwudziestolecia kilka razy reaktywowane – przyjedzie na na toruńskie Bielany pod właściwą nazwą i w składzie w większości klasycznym: wystąpią bowiem Grzywacz (instrumenty klawiszowe), Stryszowski (saksofon altowy, śpiew) i Krzysztof Ścierański (wiadomo), z towarzyszeniem gitarzysty Marka Radulego i perkusisty Grzegorza Grzyba. Z uwagi na renomę muzyków i historyczną już rangę zespołu będzie to z pewnością ważny moment w dziejach jazzowych spotkań w „Od Nowie”.

 

JAN PTASZYN WRÓBLEWSKI QUARTET

Jan Ptaszyn Wróblewski – saksofon tenorowy
Wojtek Niedziela – fortepian
Jacek Niedziela – kontrabas
Marcin Jahr – perkusja

Przyjąwszy, że koniecznym warunkiem normalnego funkcjonowania każdego organizmu, z dowolnym środowiskiem artystycznym włącznie, jest istnienie pewnego stabilnego centrum – punktu równowagi, do której ów organizm, po momentach kryzysów, przesileń i przewartościowań musi powrócić w celu dalszej egzystencji – rodzime środowisko jazzowe ostatnich lat ponad pięćdziesięciu będziemy musieli niewątpliwie uznać za normalne. Będziemy nawet mogli wskazać gwaranta tego pokrzepiającego stanu rzeczy – w osobie Jana Ptaszyna Wróblewskiego. Instytucji polskiego jazzu. Symbolu mądrego, bez mała życiodajnego konserwatyzmu: jeśli przez to ostatnie słowo rozumieć, zgodnie z jego etymologią, nieustanną troskę o trwałe, niezbędne dla danego organizmu wartości, czy ściślej – jego tradycję.
Na rynku współczesnej sztuki popularnej, do której jazz poniekąd należy, ciągłość owej tradycji jest stale zagrożona przez bezwzględną machinę komercyjnej promocji i dystrybucji – tym bardziej więc należy docenić systematyczny trud Ptaszyna, na przekór zmieniającym się modom kultywującego klasykę jazu nowoczesnego: już to jako prezenter radiowy (Program III PR), już to jako publicysta (JAZZ FORUM), już to jako bandleader (Studio Jazzowe PR), już to wreszcie jako wciąż praktykujący instrumentalista. Ten ostatni fakt godny jest podkreślenia o tyle, że artysta liczy sobie ponad siedemdziesiąt lat, a większość mniej więcej równych mu wiekiem pionierów jazzu nowoczesnego w Polsce znajduje się już, mówiąc metaforycznie, po niebiańskiej stronie dźwięku. Nie bez racji więc Ptaszyn szeroko uwzględnia w swym repertuarze koncertowym nieśmiertelne tematy Krzysztofa Komedy (w którego sekstecie zadebiutował jako muzyk w 1956 roku) albo nigdy należycie nie docenionego Andrzeja Trzaskowskiego. Przekonali się o tym chociażby słuchacze niezapomnianego finału piątej edycji Jazz Od Nowa Festival, kiedy to w wykonaniu Jan Ptaszyn Wróblewski Sextet zabrzmiał między innymi „Astigmatic” jego nieodżałowanego kolegi (obok jazzowych transkrypcji tematów z Moniuszkowskiej „Halki” – co było jeszcze głębszym, może nawet bardziej potrzebnym ukłonem w kierunku rodzimej tradycji muzycznej).
Na festiwalu tegorocznym artysta, grający tradycyjnie na saksofonie tenorowym, wystąpi na czele kwartetu, który oprócz niego tworzą od lat: Wojciech Niedziela (fortepian), Jacek Niedziela (kontrabas) oraz Marcin Jahr (perkusja). Dokładnie ci sami muzycy wystąpili też, jako Jan Ptaszyn Wróblewski Czwartet, na koniec finałowego dnia inauguracyjnej edycji naszej imprezy w 2001 roku. Ma to niewątpliwie w sobie coś z symbolu – podobnie jak fakt, że to właśnie Ptaszyn był, jak dotąd, najczęstszym tej imprezy gościem (trzy razy w ciągu dziesięciu lat). Wynika stąd bowiem, że festiwal, dzięki otwartości na żywą tradycję rodzimego jazzu, jest, sam w sobie, przedsięwzięciem żywym, zdrowym i normalnym – i takim niechaj pozostanie przez cały czas, jaki jeszcze będzie mu dany.

 

27 lutego (sobota), godz. 20:00

JOSH LAWRENCE JAZZ DUO

Josh Lawrence – trąbka
Reggie Moore – fortepian

Występy w akustycznym duecie nie są tak naturalne dla jazzu jak na przykład dla muzyki zwanej poważną w jej wariancie kameralnym – zapewne dlatego, że, z uwagi na genetycznie przypisany temu pierwszemu charakter użytkowo-taneczny, obecność sekcji rytmicznej jest tam w większości wypadków niezbędna. Można jednak znaleźć artystów z upodobaniem i powodzeniem uprawiających tę formę muzykowania: w Polsce byłby to na przykład znany już słuchaczom Jazz Od Nowa Festival tandem Jorgos Skolias-Artur Dutkiewicz, w sąsiednich Niemczech (by nie szukać zbyt daleko) – chociażby interesujące duo Christian Burchardt-Mal Waldron, założone przez perkusistę psychodeliczno-jazzrockowo-”etnicznego” Embryo i dawnego pianistę Billie Holiday, pod koniec życia osiadłego w Monachium. W Niemczech spotkali się też dwaj nowojorczycy: trębacz Josh Lawrence (rocznik 1982) i o kilkadziesiąt lat starszy Reggie Moore, pianista kompozytor i aranżer, od 1985 roku zamieszkały w Berlinie, gdzie prowadzi zajęcia w Instytucie Jazzowym.
Obu wykonawców łączy zakorzenienie w bluesie, soulu, be bopie i swingu – obaj mogą też poszczycić się imponującymi koneksjami artystycznymi: Lawrence kształcił się pod kierunkiem luminarzy be bopu, perkusisty Maxa Roacha i pianisty Barry’ego Harrisa, a grywał zarówno z zasłużonymi weteranami (John Lewis, niezapomniany pianista The Modern Jazz Quartet), jak i z „młodymi (jeszcze) lwami” (saksofonista James Carter). Moore współpracował natomiast chociażby z Cabem Calloway’em, słynnym wokalistą swingowym i bandleaderem, Garym Bartzem, dawnym saksofonistą Milesa Davisa, a także z big bandami Counta Basie’gio czy Mercera Ellingtona – nie mówiąc już o tym, że szeroko udziela się jako wykładowca na warsztatach i juror na konkursach jazzowych w USA i w Europie.
Wypracowaną przez siebie formułę wykonawczą Moore określa jako „Communicable Music” – bo też, w samej rzeczy, granie w duecie powinno mieć walor „komunikatywności”, jeśli nie wręcz empatii, zarówno wobec partnera, jak i słuchaczy, których artyści angażują czasem do swych improwizowanych, pełnych inwencji i humoru dialogów muzycznych. Nie darmo przecież ich współpraca koncertowa przebiega pod szyldem „Conversations”…
Jaka będzie tematyka „konwersacji” z publicznością jubileuszowej edycji największej toruńskiej imprezy jazzowej, okaże się podczas koncertu. Wolno przypuszczać, że będzie nawiązywała do dotychczasowych nagrań Josha (duże płyty „Three” i ”Standards” oraz wydane w styczniu 2010 roku „epka” i singiel „Keki”) – można natomiast być pewnym, pamiętając atmosferę wcześniejszych festiwalowych wieczorów, że będzie przebiegała w atmosferze wspomnianej wyżej obustronnej empatii.

 

MICHAŁ URBANIAK BAND

Michał Urbaniak – skrzypce
Troy Miller – perkusja
Otto Williams – gitara basowa
Jan Smoczynski – instr. klawiszowe

Każda sztuka ma swój panteon wielkości i autorytetów bezwzględnych, z którymi przelotny nawet kontakt dla artystów spoza tego panteonu bywa niemal równoznaczny z dyplomem mistrzostwa w danej dziedzinie. W obszarze jazzu taką właśnie wielkością, niekwestionowaną i absolutną, jest bezsprzecznie Miles Davis: klasyk be bopu, cool jazzu i jazz rocka w jednej osobie (by wyliczyć tylko część jego tytułów do znaczenia i sławy).
Jedynym polskim jazzmanem, który dostąpił zaszczytu współpracy z mistrzem – przy okazji albumu „Tutu” z 1986 roku – jest Michał Urbaniak. Propozycja owej współpracy wyszła wszakże od samego Milesa – artysta nasz, jako skrzypek, saksofonista, kompozytor i aranżer, już wtedy bowiem był odpowiednio znany i ceniony w ojczyźnie jazzu. Jako przybysz z komunistycznej, Polski, czyli gdzieś z peryferii wielkiego świata sztuki, jeśli nie wręcz świata cywilizowanego w ogóle (w standardowym rozumieniu amerykańskim), zrobił on tam przecież karierę iście niezwykłą. Bez szczególnego trudu znalazłszy się w czołówce rodzimego jazzu (jako członek zespołu Krzysztofa Komedy, a później lider własnego, cieszącego się szerokim uznaniem Constellation), a nawet rocka (jako współpracownik Czesława Niemena), niemal równie łatwo trafił do elity amerykańskiego jazz rocka lat 1970-tych, wyrosłego w istotnej mierze na gruncie historycznych eksperymentów Davisa z końca dekady poprzedniej. I choć później zapuszczał się w rejony jazzu „symfonicznego” albo, znacznie częściej, produkcji z pogranicza hip hopu, jazz rockowej tożsamości nigdy nie zatracił, a Davisowskim fascynacjom pozostał wierny do dziś – o czym najlepiej świadczy wydany niedawno na rynku polskim podwójny album „Miles of Blue”, będący zarówno hołdem pamięci mistrza (z okazji pięćdziesiątej rocznicy powstania epokowej płyty „Kind of Blue”), jak i przekrojem przez twórczość Urbaniaka z ostatnich trzech dekad oraz, może przede wszystkim, świadectwem jego eksponowanej pozycji w hierarchiach amerykańskiego jazzu – w niektórych nagraniach naszemu artyście towarzyszą tu bowiem takie tuzy, jak Marcus Miller, Larry Coryell, Toots Thielemans, Kenny Kirkland czy zwłaszcza Herbie Hancock, pianistyczny filar słynnego kwintetu Davisa z lat 1965-1968.
Na Jazz Od Nowa Festival Urbaniak zadebiutował – per procura – w 2005 roku, za sprawą swojej córki Miki, która wystąpiła wtedy jako wokalistka z Jaskułke 3yo. Osobiście po raz pierwszy zawitał do „Od Nowy” – przy okazji następnej edycji imprezy, w towarzystwie dwóch polskich muzyków, gitarzysty Roberta Cichego i „klawiszowca” Dariusza Makaruka. Obecnie, stosownie do swej międzynarodowej renomy luminarza jazzu, objawi się na czele polsko-amerykańsko-brytyjskiego zespołu, który, poza grającym na skrzypcach liderem, tworzą: Otto Williams – gitara basowa, Troy Miller – perkusja i Jan Smoczyński – instrumenty klawiszowe (na stałe współpracujący z byłą żoną Urbaniaka, Urszulą Dudziak, także przy okazji jej festiwalowego występu w „Od Nowie” dwa lata temu). Mając w pamięci ogromne zainteresowanie, jakie wzbudził koncert poprzedni (mimo zimowej pory, pielgrzymowano nań z miejscowości odległych od grodu Kopernika nawet i o 200 kilometrów) – a także sukces, jakim się okazał, zarówno w odczuciu artysty, jak i publiczności – możemy tylko wyrazić przekonanie, że w bieżącym, jubileuszowym roku powinno być co najmniej równie dobrze.